SOS

Kolejny rozdział pojawi się, gdy pod rozdziałem 7 będzie 10 komentarzy.
Jakiekolwiek pytania związane z opowiadaniem bądź nie można zadawać tutaj ----> http://ask.fm/samotnyptak

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 10

   Najdroższy, 
   Parę dni temu rozmawiałam o Tobie z butelką czerwonego wina. Papierosy również słuchały co mam do powiedzenia. Opowiadałam im o Tobie tak długo, aż skończyły mi się słowa. A wiesz, Harry tych słów było bardzo dużo, a jednocześnie za mało by opisać Ciebie jakim naprawdę jesteś i za mało, zdecydowanie za mało aby nazwać tęsknotę, którą czuję co dnia.
   Opowiadałam również sama sobie naszą historię. Mówiłam o tym jak bardzo kochałam poranki z Tobą i zasypianie przy Tobie. Wszystko miało wtedy jakiś lepszy kolor. A później... Ty już wiesz jak wiele wydarzyło się w krótkim czasie. I wiem, Harry, że ta cała tragedia była w gruncie rzeczy z mojej winy. Nie, nie piszę tego po to byś zaprzeczał, więc błagam nie rób tego. Piszę to, ponieważ chcę żebyś wiedział, że już o nic Cię nie obwiniam. Prosiłeś o wybaczenie tak wiele razy, wybaczam Ci teraz. Proszę, nie bądź na mnie zły, że tak długo musiałeś na to czekać. 
   Doszłam do tego po bardzo długim czasie, wiem. Być może nawet za długim. Kiedy nasze dziecko umarło we mnie... ja też w pewien sposób umarłam. Przeżywałam swoją rozpacz z taką siłą, że nie zauważyłam Twojej. To nie w porządku, gdy kogoś się kocha. Czy nie chodzi o to, aby zamknąć oczy na swoje własne problemy i otworzyć je na problemy tych których kochamy? Harry, tak bardzo przepraszam, że nie pocieszyłam Cię ani razu kiedy płakałeś, że nie przytulałam Cię kiedy krzyczałeś, że nie biegłam za Tobą, kiedy uciekałeś, że nie zabierałam Ci butelki wódki, kiedy piłeś. Wybacz, że nie było mnie wtedy przy Tobie. Dlatego więc, nie jestem na Ciebie zła, za to, że mnie zdradziłeś. Nie jestem zła na to, że uderzyłeś mnie w twarz, kiedy krzyczałam na Ciebie przy tej dziewczynie. Nie gniewam się o rozciętą wargę, zniszczony wisiorek od Ciebie i podbite oko. Wybaczam Ci głównie dlatego, że tak robią ludzie, którzy kochają, wybaczają sobie. 
   Nie wiem dlaczego nie wyprowadziliśmy się od siebie po tym wszystkim. Może nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie na tyle, że chcieliśmy dzielić ze sobą chociażby łazienkę, kuchnię, przedpokój, karton mleka. Harry, może zbyt wiele rzeczy robiliśmy na siłę. Jeśli coś się kończy, powinno się ruszyć dalej a nie zatrzymać się na zakończeniu. To nie wróży nic dobrego, a jedynie rani jeszcze bardziej. 
   Kochany, postaraj się o mnie zapomnieć, tak jak zapomina się o ludziach stojących przed Tobą w kolejce w warzywniaku. Postaraj się zapomnieć o mnie, jak o porannej kawie sprzed tygodnia. Zapomnij, że gdy wstaję palę cienkiego papierosa i chodzę na boso po balkonie z kubkiem gorącej kawy. Zapomnij, że nie jadam mięsa i że czasem jadam za mało. Zapomnij, że wzruszam się łatwo i że płaczę czytając wiersze. Zapomnij o tym, jak wstawałam w środku nocy i liczyłam gwiazdy na niebie, pisząc o nich w moim czarnym notesie. Zapomnij, że pisałam i tańczyłam, gdy robiłam śniadanie rano. Zapomnij, kochany, o mnie..
Jenny


_____________________________________________________
Kochani, przepraszam, że musicie tak długo na mnie czekać. Mam nadzieję jedynie, że warto. Proszę o szczere komentarze. 

sobota, 19 września 2015

Rozdział 9

   Chciałabym nauczyć się latać, aby móc zabrać cię ze sobą, do lepszego świata. Abym mogła uciec kiedyś, gdy zabraknie mi sił na kolejny dzień. I lecieć, chcę lecieć, bardzo wysoko. Patrzeć na świat z góry i z góry też go podziwiać. Chcę nauczyć się latać i być wolną. 

   Nie umiem już być człowiekiem, którym byłam wcześniej. Umarły marzenia, cele, ambicje. Umarła moja radość, wrażliwość się poszerzyła. Już nie ma we mnie nic, przy czym można by było się zatrzymać.
   - Nie musisz wracać - ledwo wypowiedziałam te słowa, do słuchawki.
   - Ale ja chcę aby wszystko było już dobrze, Jen. Chcę naprawić ciebie, mnie, nasz świat - nie pozwoliłam mu się rozczulać.
   - Tak bardzo chcę, abyś był szczęśliwy. Bądź, dobrze? - nawet nie czekałam na odpowiedź, rozłączyłam się.
   Powoli zsunęłam się po ścianie i usiadłam na zimnych płytkach. Znów płakałam, lecz tym razem był to inny płacz. Był jak ostatnie krople deszczu po ogromnej burzy. Te łzy były zbawieniem.

   Widziałam taki świat oczami innych ludzi, że płakałam z ich bólu. Widziałam takie miejsca, gdzie nie można było pokochać nawet samego siebie. Widziałam takie zakamarki duszy, gdzie ciemność pożerała wszystko. 

   Ziemny wiatr otulał moje poliki. Zawsze się lekko rumieniły, kiedy mróz się o nie ocierał. Harry uwielbiał ten widok, zresztą i ja go lubiłam. Kochałam ten moment, kiedy mówił do mnie "Pani się rumieni, panno Lernec". Śmiałam się wtedy wniebogłosy. Tak pięknie wypowiadał moje nazwisko, jakby należało jedynie do niego. I chciałam, naprawdę chciałam, aby tak było.
   Dochodziła już chyba ósma wieczorem. Było już bardzo ciemno i zimno. Stałam na moście, niepewnie spoglądając w dal. Widziałam wzrok ludzi, którzy przechodzili obok. Czułam na moim ciele ich wzrok i słyszałam niemal ich obelgi na mnie. Kręciłam przecząco głową, nie mając już sił. Łzy leciały po moich policzkach i nie chciały przestać.

    Bałam się. Tak bardzo się bałam. Bałam się jutra, dzisiaj, wczoraj nawet się bałam. Dni bez niego i tych, w których był. Bałam się samotności i jego towarzystwa. Umrzeć się bałam, chodź już coraz mniej.

   - Jenny, mogę ci coś pokazać? - zapytał, obejmując mnie. 
   Kiwnęłam twierdząco głową, szeroko się uśmiechając. 
   - Nie mogę się doczekać - odpowiedziałam mu, delikatnie całując go w policzek.
   Zamknęłam oczy, słuchając go i pozwoliłam prowadzić się Harry'emu za rękę. Jego dotyk był taki delikatny,  chodź dłonie miał zupełnie szorstkie. Ufałam mu, byłam w stanie poświęcić mu siebie i dziecko, które noszę w sobie. Byłam w stanie zaufać mu bezgranicznie. Kochałam go, bardzo go kochałam. 
   Pozwolił mi otworzyć oczy, gdy się zatrzymaliśmy. Powoli zrobiłam to co chciał i zobaczyłam to. Patrzyłam na małe, różowe łóżeczko, z szerokim uśmiechem na twarzy. 
   - Zrobiłem to dla naszej córeczki - powiedział nieco zakłopotany, gdy nic się nie odzywałam. 
   Spojrzałam w jego stronę i rzuciłam mu się na szyję, całując go. 
   - Podobam nam się, prawda? - powiedziałam, przykładając jego dłoń do mojego już dużego brzucha. 

   Pozwól, że zamilknę gdy ktoś zapyta mnie czy nadal cię kocham, Harry. Pozwól, że odwrócę wzrok, gdy świat zacznie mi się sypać, a ktoś spyta, czy dalej za tobą tęsknię. Pozwól, że odejdę, kiedy zechcesz wrócić. O mnie już nie chodzi. Chcę uratować chociaż ciebie.

_____________________________________________________
Nie umiem, już nie umiem pisać. Tak bardzo przepraszam. 

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 8

   Czasem sentyment to nie wszystko. Gdy znika cały świat, zawsze miałam nadzieję, że chociaż ty zostaniesz. Ale odchodzisz, jak deszcz, który padał całą noc. Robisz szkody, jak huragan, który odwiedził mój dom. Zostaje po tobie jedynie kurz i nadzieja, że gdy przyjdziesz kolejny raz, już nic mi nie zniszczysz, a coś odbudujesz.

   Czasem jego oczy są takie czyste. Myślę, że tak jest, gdy czuje błogi spokój. Lecz nie umiem się do niego przyzwyczaić. Mam wrażenie, że coś się za tym kryje. Boje się, że pęknie jakaś belka w tamie i wszystko popłynie. Boję się, że pod jego skórą siedzi jakiś zły robak. Nie wiem czy jestem w stanie żyć ciągle w takim niepokoju. Bo przecież coś może znów pójść nie tak...
   - Jenny, słuchasz mnie? - jego głos, wyrwał mnie z zamyślenia.
  Spojrzałam na niego jeszcze trochę zamyślonym wzrokiem. Nie był zadowolony z mojego zachowania. Potrafiłam wyczytać to z jego twarzy. Chciał, naprawdę to wiedziałam, chodź nie powiedział mi tego do tej pory, abym znów stała się taka jak kiedyś. I gdy o tym myślałam, miałam ochotę zacząć krzyczeć. Chciałam mu to przypomnieć, uświadomić, że przecież to on mnie zabił. Że przez niego wygasło we mnie to co najlepsze. I chciałam mu powiedzieć, chciałam powiedzieć to komukolwiek, że bardzo się boję, że już nigdy nic się we mnie nie zapali. Że nicość pozostanie we mnie na zawsze.
   - Zamyśliłam się, przepraszam - wymusiłam krzywy uśmiech.
   Harry przyglądał mi się chwile, jakby czekał, aż zegar przestanie tykać.
   - Co się z Tobą dzieje? - zaczął, wstając z fotela.
   Podniósł ręce do góry i przyłożył sobie dłonie do skroni, kręcąc głową.
   - Kiedyś byłaś zupełnie inna. Tęsknię za tą częścią ciebie, która gdzieś się ulotniła. Czuję się, jakbym siedział tutaj z kimś innym. Wiem, że to co się stało musiało być dla ciebie bardzo trudne. Miałam nadzieję, że gdy się ulotnię i zamieszkam bardzo daleko stąd, nie znajdziesz mnie i ułożysz sobie życie. Ale wpadliśmy na siebie. Ludzie mówią na to przeznaczenie, Jen. Biłem tego faceta bo za tobą tęskniłem i wszystko mnie drażniło. Zresztą sam zaczął skakać. Ale znalazłaś się ty i tak głośno płakałaś, kiedy rozmawialiśmy. Miało być jak dawniej. Mieliśmy zacząć od początku. Zapomnieć o całej przeszłości. Patrzeć jedynie w przód. - przerwał na moment - Chciałaś mieć przecież córeczkę, Jen - mówił już ciszej - Chciałaś mieszkać w małym drewnianym domku, koło małego jeziora. Miałaś jakieś plany. Tak bardzo chciałaś być szczęśliwa i dążyłaś do tego. Bez siebie jest nam źle, ale mam wrażenie, że razem jest jeszcze gorzej - skończył, rozejrzał się dookoła i nic już nie dodając wyszedł.
   Potrzebowałam chwili, aby przetrawić wszystkie jego słowa. Wbiły się we mnie jak sztylety i tak bardzo kuły w serce. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Płakać jak małe dziecko. I miałam wielkie wrażenie, że ten płacz nigdy się nie skończy.

   Miłość zniszczyła nas oboje. Kazała nam klękać i wić się u jej stup. Miłość kazała nam płakać i cierpieć. Klęczeć na grochu, nam kazała. Krzyczała i nas rozdziela. Miłość wbijała nam w plecy noże. Miłość nas zabiła, Harry. 

__________________________________________________
Kochani, dziękuję, za tak wiele pięknych słów pod rozdziałami. Naprawdę bardzo wam dziękuję ! 
Mam ostatnio duży mętlik w głowie. Nie wiem co piszę. A przecież tak bardzo chcę to robić. Wena gdzieś mi wyparowała. Strasznie was za to przepraszam. 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 7

Harry, mój najdroższy,
   Wszystko dzieje się tak szybko. Za szybko jak dla kogoś takiego jak ja. Staram się jakoś pogodzić z przeszłością. Jeszcze nie czas na przyszłość. 
   Złączyła nas kiedyś miłość - najpiękniejsza ze wszystkich. Naprawdę dziękuję Bogu za Ciebie. Nigdy nie żałowałam i nie będę żałować czasu, jaki z Tobą spędziłam. Jednak również miłość nas rozdzieliła. Płaczę, gdy to piszę. Nie mam sił kontynuować, ale zaczęłam więc wypadałoby skończyć.
   Harry, nasza miłość nas rozdzieliła. Nasza miłość była inna niż wszystkich.  Nasza miłość była czarna, pełna cierpienia i bólu. Nasza miłość miała w kieszeni małe, metalowe szpileczki. Były, ostre, bardzo ostre. Czułam ten straszny ból za każdym razem wbijania w plecy. Nasza miłość była zła, Harry. Więc ją zabiliśmy. 

Twoja najdroższa, Jenny.

   Siedziałam skulona na podłodze, przy oknie od balkonu. Miałam w jednej ręce kubek z kawą, a w drugiej papierosa. Trzęsłam się z zimna, lecz nie chciałam się okrywać. Chciałam zamarznąć. Zasłużyłam na powolną i bolesną śmierć. To było mi przeznaczone, jak larwie bycie motylem. I godziłam się teraz na to, wiedząc, że nie mam już innego wyjścia. 
   Most.
   Śnieg.
   Lód.
   Tafla lodu.
   Zimno.
   Zamarznąć.
   Umrzeć.
   W pewnym błogim momencie poczułam się niemal jak wyciągnięta z jeziora. Reanimowana. Mogę znów zabrać oddech, lecz jestem cała mokra, a jest tak strasznie zimno - i tak umrę. 
    - Jenny, powinnaś się ogrzać - usłyszałam jego głos, zaraz po tym kiedy przykrył mnie swoim grubym kocem. 
   Byłam jak mysz w pułapce na szczury. Poddawałam się powoli cierpieniu z wyczekiwaniem na śmierć. 
   Nawet na niego nie patrzyłam. Wyglądałam przez okno. Obserwowałam  ludzi z góry. Byli jak mrówki, które tak łatwo zdeptać, zniszczyć. Podobni do mnie - do ptaka, który w locie zapomniał jak latać. 

   Zabierz mnie stąd. Noc jest długa, a ja boję się ciemności. Zabierz mnie stąd. ta cisza wyżera każdą moją myśl. Zabierz mnie stąd. Ja tutaj pękam, rozpadam się. Do rana będę już cała porozbijana. 

   Jak bardzo chciałabym wierzyć jego słowom. Ogrzać się nimi, pozwolić im mnie otulić. Jak bardzo chciałabym, aby te wszystkie zdania były prawdą. Czyżby wtedy wszystko było dobrze?
   - Jenny, porozmawiaj ze mną. Odpowiadaj na moje pytania, wyrażaj własne zdanie. - jego głos był bardzo pewny. 
   Podniosłam wzrok, tak abym mogła mu spojrzeć w oczy. Poczułam, jak zachodzę się łzami. Jak bardzo chciałabym, aby nasza bajka naprawdę istniała. Żeby to wszystko nie było fikcją. Albo chociaż żebym była w stanie uwierzyć w tę iluzję. 
   - Harry, boję się - wyszeptałam łamiącym się głosem. 
   - Wiem, kochanie, wiem.  - odparł tuląc mnie i całując w czoło.
   Jak bardzo się boję...

   Jestem Twoją lalką. Porcelanową lalką. Taką, którą możesz się bawić. Taką którą możesz ranić. Ale również taką, która może się kiedyś rozbić. Nie posklejasz mnie wtedy. Przyjdzie czas, kiedy moje szklane serce się rozbije. To będzie koniec.

_________________________________________________________________
Nie było 10 komentarzy, ale mimo wszystko dodaję kolejny rozdział, żebyście nie musieli zbyt długo czekać. Bardzo się cieszę, że tak dużo osób czyta moje dość marne i banalne opowiadanie. Kocham was wszystkich! 
Co do rozdziału, to długo zastanawiałam się jak ma wyglądać. Pisałam dużo wersji 7 części i wyszło na to, że ta najbardziej mi się spodobała. Jest tajemnicza, jak cała ta historia. 
Ps. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby każdy kto przeczyta ten rozdział zostawił komentarz. Byłabym prze szczęśliwa gdyby komentarze były długie (: 

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 6

   Przychodzi czas, kiedy tracąc kogoś lub coś w swoim życiu, cały świat przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Przychodzi czas, kiedy zaczynasz rozumieć, że nie masz już sil iść do przodu i po prostu żyć. Przychodzi czas, kiedy zaczynasz rozumieć, że to już koniec i nic więcej się już nigdy nie wydarzy.

   - Jenny! - usłyszałam głos, Merry wydobywający się z kuchni.
   Spałam już u niej od czterech dni. Było mi tutaj znacznie lepiej, nie rozpadałam się na zbyt małe kawałki. Zresztą Merry pilnowała dokładnie czy nie zaczynam aby pić, z paleniem już dawno dała sobie spokój. I chodź czasem jej matkowanie mnie trochę denerwowało, byłam jej bardzo wdzięczna, że jest ktoś kto się o mnie troszczy.
   Wstałam z kanapy i zaczęłam iść w jej stronę. Spojrzałam na nią uważnie, gdy stanęłam w progu drzwi i oparłam się o framugę.
   - Co ty na to, abyśmy się udały na małe wakacje? - zapytała, uśmiechając się do mnie nazbyt szeroko.
   Wiedziała, że odmówię, mimo wszystko zapytała. Doceniałam to.
   - Merry, jest środek zimy. - powiedziałam, z grymasem na twarzy.
   - A kto powiedział, że środek zimy nie jest dobrym czasem na wakacje? - zachichotałam cicho na jej słowa.
   Pokręciłam przecząco głową, nie zdejmując uśmiechu z twarzy. Merry odłożyła dużą łyżkę na blad i zrobiła dwa małe kroki w moją stronę, po czym automatycznie się zatrzymała.
   - Proszę... - wyszeptała takim głosem, jakby miała zraz się rozpłakać.
   Zrobiłam poważną minę. Nie chciałam jej urazić.
   - Dobrze, Merry. Ale wiedz, że robię to tylko i wyłącznie dla ciebie. - ledwo skończyłam mówić, gdy podbiegła do mnie i przytuliła mnie z całych sił.
   Zaczęłyśmy się głośno śmiać. Szykowały się niespodziewane wakacje.

   Najważniejsze to aby mieć kogoś, kto cię złapie, gdy będzie upadać. Kogoś, kto położy się koło ciebie, gdy nie będziesz mieć siły już wstawać. Najważniejsze to mieć kogoś, kto będzie cię kochał całym swoim małym sercem. Najważniejsze to mieć kogoś, kto przy tobie zawsze będzie.

   Spakowałyśmy się z Merry, wsiadłyśmy do auta i postanowiłyśmy pojechać gdzie los nas poniesie. Zatrzymałyśmy się więc w pewnym małym miasteczku, w małym hotelu w środku miasta. Nawet się nie rozpakowałyśmy, kiedy Merry zaproponowała pójście na imprezę. Nie mogłam jej odmówić. To był bardzo dobry pomysł. Musiałyśmy się trochę odstresować.
   (...)
   - Jeszcze raz to samo! - Merry krzyknęła do kelnera, machając mu krzywo ręką.
   Była już dość bardzo pijana, zresztą tak samo jak ja. Śmiałyśmy się ciągle, rozmawiając. W końcu zapomniałam na pewnie czas o Harry'm i byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa.
   - Pójdę siusiu - powiedziałam do Meery wstając, z krzesła.
   Ta tylko kiwnęła mi głową i zaczęła pić swojego drinka. Patrzyłam na nią chwilę, po czym zaczęłam iść w stronę toalet dość chwiejnym krokiem. Śmiałam się sama do siebie, wymijając tańczących ludzi. Z jakiegoś dziwnego powodu zamiast do toalety wyszłam za zewnątrz budynku i stanęłam z boku, odpalając papierosa. Wypiłam zbyt duszo i w głowie dość bardzo mi szumiało. W pewnym momencie usłyszałam głośne krzyki. Jakby ktoś kogoś bił i... zaczęłam zmierzać w tamtą stronę. Może alkohol pozbawił mnie racjonalnego myślenia, a może to dziwa moc która przyciąga nas w pewna miejsca. Stanęłam na samym środku początku ciemnej uliczki i dostrzegłam mężczyznę całego zakrwawionego i kolejnego faceta,który go bił, inny stał z boku i przyglądał się temu wszystkiemu. Nie wiem co sprawiło, że byłam tak pewna siebie, ale nie chciałam na to patrzeć, więc podeszłam do nich i chciałam przerwać walkę.
   - Przestań! Zabijesz go! - krzyczałam, najgłośniej jak umiałam.
   Dopiero wtedy poczułam ten zimny chłód, gdy wszystkie pary oczu spojrzały na mnie. I wtedy go rozpoznałam... Zaczęłam uciekać, sama nie wiedząc dlaczego, po prostu biegłam ile sił w nogach, aż w końcu zabrakło mi sił i upadłam na ziemię. Nie minęła chwila, gdy stanął nade mną, patrząc zdezorientowanym wzrokiem.
   - Jenny... - usłyszałam jego zmartwiony głos.

   To nic, że nasze drogi czasem się rozchodzą - wiem, że zawsze się odnajdziemy. To nic, że miłość nie za bardzo nam wychodzi - wierzę w nas. To nic, że los ciągle chce nas rozdzielić - jesteśmy dla siebie stworzeni.

___________________________________________________________________
Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Trochę się pogubiłam. Mam nadzieję, że nie zgubiliście się razem ze mną.
Dziękuję każdemu kto to przeczyta.

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 5

   Siedziałam na podłodze, z kubkiem kawy i papierosem w ręku. Wyglądałam przez duże okno od balkonu. Przyglądałam się zza szyby światu. Miałam na sobie grube, siwe dresy i rozciągnięty już ciemny sweter. Chodź w mieszkaniu wcale nie powinno być zimno, jak na tę porę roku, a ja byłam całkiem ciepło ubrana, odczuwałam silny mróz. Zaciągałam się mocno papierosem i bardzo powoli wypuszczałam dym. nie wiem dlaczego zaczęłam palić. Może chciałam aby coś mnie zabiło?

   Budowałam dla nas świat. Nosiłam fundamenty. Chciałam żeby był idealny nasz. I był przecież taki przez chwilę. Co teraz jest nasze?

   Płakałam. Małe łzy ciekły mi po twarzy. Niektóre wpadały do ust, gdy wołałam Boga. Chciałam żeby do mnie przyszedł i pomógł mi naprawić moje życie. Dał wskazówkę, co zrobić aby się pozbierać. Chciałam wiedzieć, że nadal jestem w stanie wstać i pójść na przód. Zacząć wszystko od nowa. Płakałam. Tak bardzo płakałam, czekając. Gdzie on jest i czy kiedykolwiek wróci? Naiwnie wierzyłam we wszystkie jego słowa. Przecież już nic dla niego nie znaczę. Rozdział naszego życia zakończył się już dawno temu, a ja głupia utknęłam gdzieś pomiędzy wersami. Płakałam. Tak strasznie płakałam...

   - Jenny, otwórz! Wiem, że tam jesteś! - moja przyjaciółka wali pięściami o moje drzwi.
   Nadal siedzę na kanapie, paląc papierosa jeden po drugim. Zamykam oczy, nie mogąc znieść tego hałasu, krzyków. Chcę żeby sobie poszła. Jak najszybciej. Zostawiła mnie w spokoju samą.
   - Jenny, proszę.. - słyszę jak załamuje się jej głos.
   Szloch wydobywa się za drzwi. Ona płacze! Moje serce niemal łamie się na pół. Nie chcę żeby płakała, cierpiała. Zaciskam bardzo mocno powieki. Wzbieram w sobie siły by wstać i pozwolić jej wejść do mieszkania.
   Minęło trochę czasu zanim wpuszczam Merry do mieszkania. Jej twarz jest bardzo przestraszona, gdy rozgląda się dookoła. Wiem, że wyczuła zapach papierosów, zresztą w domu było siwo od dymu. Wiem również, że musiałaby być ślepa, gdyby jej uwadze przeszły butelki alkoholu, które leżały praktycznie w każdy koncie domu. Jest przestraszona i zmartwiona tym, że tak naprawdę nic nie może na to poradzić. Wszystko widzę w jej oczach.
   Pochodzi do mnie bardzo niepewnie, jakbym miała zrobić jej krzywdę. Nie uciekam, chodź wszystko w mojej głowie karze mi to zrobić. Wiem, że bardzo jej potrzebuję. Przytula mnie, a ja zaczynam płakać. Płakać jak małe dziecko zostawione na pastwę losu przez rodziców. Merry pozwala mi się rozsypać. Bardzo jestem jej za to wdzięczna. Potrzebuję tego, jak niczego innego w tej chwili.
   - Nie możesz uciec od świata, Jen - zaczyna, gdy siadamy na kanapie.
   Mam podkulone nogi i lekko się kołyszę. Jak bardzo chciałabym uciec..
   - On już nie wróci, Jenny. Nigdy. Musisz nauczyć się żyć bez niego.. - nie pozwalam jej skończyć.
   - Obiecał, że wróci - głos mi się załamuje.
   Jak bardzo chcę wierzyć jego słowom.
   - Nie wróci. Już nigdy nie wróci, Jenny.

   Puk, puk. Puk, puk. Puka śmierć. Mówi Już niedługo cię zabiorę. Nie krzyczę, nie uciekam, nie boję się. Poddaję się jej i lekko przytakuję głową. Czyż nie na to czkałam? Nie boisz się? Tam jest ciemno. Nie ma nikogo. Będziesz sama. Próbuje mnie przestraszyć, ale jestem dzielna. Tutaj też nikogo nie ma. Odpowiadam spokojnie. Śmierć nie odpuszcza. Widzę jak na mnie patrzy. Mówi Już niedługo. 

_______________________________________
Popsułam, wiem, że popsułam ten rozdział. Bardzo przepraszam wszystkich

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 4

   Wzięłam w dłonie swoje krótkie już włosy i dotykając ich dokładnie, powoli wypuściłam je z rąk. Nie wiem dlaczego to właściwie zrobiłam. Chyba potrzebowałam jakiejś zmiany. Czegoś co pokaże, że to ja decyduję o swoim życiu. Potrzebowałam wiedzieć, że mam kontrolę. Ale gdy stoję teraz tak tutaj przed lustrem i patrzę na swoje ciemne, do ramion włosy, chce mi się płakać. I sama dokładnie nie wiem dlaczego.

   - Jenny, nie chcę się wtrącać, ale ty chyba lubiłaś swoje włosy - Harry patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
   Był zupełnie zdezorientowany i nie za bardzo wiedział co zrobić. Przyglądał mi się dokładnie, przez co zaczynałam się powoli denerwować. Nagle poczułam jednocześnie strach i ulgę, że Harry może mnie już naprawdę przestać kochać.
   - Lubiłam, ale postanowiłam w nich coś zmienić - stwierdziłam pewnie, nawet nie patrząc mu w oczy.
   Bałam się, że coś potrzaskam, kiedy nie przestanie mi się przyglądać, albo pomylę składniki i nic nie wyjdzie z naszego dzisiejszego obiadu.
   - Harry, nie obraź się, ale moje włosy wcale nie muszą ci się podobać - powiedziałam w końcu wykładając makaron na talerze.
   - Nie chodzi o to, że mi się nie podobają. Wyglądasz w nich ślicznie - zaczerwieniłam się na to - Ale nie zauważyłaś może ostatnio, że wyrzucasz wszystko co kiedyś lubiłaś? - zdziwiło mnie jego pytanie.
   Zamarłam na moment, stojąc zupełnie bez ruchu. W jednym momencie przez głowę przeleciało mi zbyt wiele myśli, bym mogła je wszystkie usłyszeć i przeanalizować. Przeszył mnie tak wielki smutek, że poczułam aż kłucie w sercu. Chciałam teraz aby odszedł. Odszedł i zostawił mnie na długi czas samą, abym mogła poznać odpowiedzi na tak wiele pytań.
   - Staram sobie poradzić ze świadomością, że wszystko co lubimy, w pewnym momencie musi odejść - i odwróciłam się z powrotem w stronę kuchenki.
   Przemieszałam warzywa w garnku i czekałam. Czekałam na jego reakcje, ale on jedynie stał tam za mną i przyglądał się wszystkim moim ruchom. Pragnęłam teraz jak nigdy przedtem w moim życiu, aby do mnie podszedł i mocno mnie przytulił, całując. Och, jak ja bardzo chciałam aby mnie pocałował. Chciałam aby przestał mnie słuchać i o mnie zawalczył. Chciałam znów poczuć, że jestem dla niego najważniejsza. Tak jak kiedyś...

   Spałam, gdy obudził mnie hałas dochodzący z sypialni Harry'ego. Coś spadło mu na drewnianą podłogę. Usłyszałam jak mówi zirytowanym głosem kurwa . Zdecydowanie nie chciał mnie obudzić. Bardzo powoli zeszłam z łóżka, starając zachowywać się jak najciszej. Nie chciałam aby mnie usłyszał, dopóki nie dowiem się co on wyprawia o tej godzinie.
   Poprawiłam na sobie luźną koszulkę, sięgającą mi do połowy ud i podeszłam na paluszkach do drzwi, po czym jak najciszej je uchyliłam. Gdy szłam naszym korytarzem, podłoga delikatnie skrzypiała. Nie byłam pewna czy dobrze robię, idąc go podglądać. W końcu nic już nas nie łączy, ale moja ciekawość zwyciężała dobre wychowanie.
   Gdy stanęłam koło jego uchylonych, na szczęście, drzwi, przyjrzałam się dokładnie jego ruchom. Zaskoczona zobaczyłam na jego łóżku, dużą walizkę, do której pakował większość swoich rzeczy. Wyprowadza się. -  przemknęło mi przez myśl, kując w serce. Nie mogłam uwierzyć, że postanawia tak po prostu ode mnie odejść, bez żadnego słowa pożegnania. To do niego zdecydowanie nie pasowało. Harry nie był tchórzem, a teraz zdecydowanie tak się zachowywał.
   Byłam na niego wściekła, stojąc tak za jego drzwiami. Jak on mógł mi coś takiego zrobić? Przecież nie można wchodzić w nikogo życie, a później znikać bez żadnego słowa wyjaśnienia, jakby nigdy nic się nie wydarzyło!
   W pewnym momencie dostrzegłam ramkę ze zdjęciem, którą Harry wziął do ręki. Zobaczyłam na nim... siebie! Z wrażenia zrzuciłam z komody, która stało ode mnie parę centymetrów dalej, świece. Od razu wiedziałam, że nie przemknie to uwadze Harry'ego. Jak najszybciej zaczęłam biegnąc na palcach w stronę mojego pokoju, aby nie mógł mnie posądzić o podglądanie. Odwróciłam się na moment, aby sprawdzić czy za mną idzie, aż nagle potknęłam się o próg i z hukiem opadłam na podłogę.
   Poczułam, jak bierze mnie na ręce i zanosi do mojego pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku, po czym opadł na materac koło mnie. Głaskał moje włosy, gdy ze wstydu, że zostałam przyłapana na gorącym uczynku, nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Patrzyłam więc na ścianę, jakbym szukała na niej śladów jakiejś pomocy, słów wybawienia, które mogłabym teraz wypowiedzieć. Niestety, jednak nie przychodziło mi nic do głowy.
   - Przepraszam - wyszeptałam po dość długiej ciszy.
   Nadal nie potrafiłam na niego spojrzeć. Właściwie nawet nie wiem, czego bałam się bardziej, tego, że będzie na mnie zły, czy tego, ze to ja będę zła na niego, że mnie zostawia?
   - Nie ma za co - powiedział, nadal bawiąc się moimi krótkimi włosami - I tak miałem ci powiedzieć, że muszę wyjechać na jakiś czas.
   Podniosłam się z łóżka, nie dowierzając jego słowom.
   - To znaczy, że się nie wyprowadzasz? - zapytałam, nadal nie dowierzając w to co przed chwilą usłyszałam.
   Harry zaśmiał się głośno, a mi zrobiło się trochę wstyd. Jak mogłam go posądzać o takie tchórzostwo, jak mogłam pomyśleć, że odejdzie bez słowa wyjaśnienia?
   - Muszę coś załatwić i góra za dwa tygodnie wrócę. Jenny, nigdy bym cię nie zostawił, jeśli byś tego nie chciała.
   Położyłam głowę, na jego ręce i wtuliłam się w jego tors. Poczułam ciepło w sercu, na jego słowa. Ale zaraz przyszła mi do głowy kolejna myśl W jakiej sprawie tak naprawdę wyjeżdża? Czułam, że to nic przyjemnego i że tak naprawdę nawet nie chcę tego wiedzieć.

   Czyż nasz świat nie kończył i nie zaczynał się zbyt wiele razy? Ciągle niszczyliśmy, a potem budowaliśmy wszystko od nowa. To nas zniszczyło. Wyczerpało nas w kółko budowanie naszego świata. Zapomnieliśmy, że miłość też jej krucha. Po pewnym czasie, rozlatujące się kawałki, już nie pasują do siebie. Zapomnieliśmy.

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 3

   Czasem zastanawiam się nad tym, czy to dobrze, że nadal mieszkamy razem? Wieczorami, siedząc przy otwartym oknie, gdy łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy, obiecywałam sobie i niebu, że już jutro definitywnie zakończę ten rozdział mojego życia. I chodź czasem bywało tak, że nawet pakowałam do dość niewielkiej walizki, swoje ubrania, rano wszystko znów wypakowywałam. Tłumaczyłam sobie Nie masz dokąd iść. Zresztą nawet nie możesz wszystkiego tak po prostu zostawić z dnia na dzień. i ulegałam. Ale prawda była zawsze zupełnie inna. Ja po porostu nie chciałam od niego odejść. Nie wiem, może liczyłam na cud, który sprawi, że wszystko znów wróci i będzie jak dawniej. Wmawiałam sobie, że bez niego nie ma żadnego życia, i chodź ranił mnie jego widok o poranku i raniły mnie wszystkie słowa, które czasem słyszałam tylko przez przypadek, raniła mnie również świadomość, że Harry nigdy już nie będzie mój. Ale chodź cierpiałam, wolałam cierpieć blisko niego, niż gdzieś z dala.
   Zastanawiam się czy wiesz, czym jest tęsknota? Ja wiem doskonale. Potrafię dokładnie opisać, jak tęskniłam za nim, nawet wtedy, gdy był blisko. Potrafiłam tęsknić do niego z jednego końca kanapy na drugi, z jednego talerza do drugiego. I ta tęsknota była niemal nie do zniesienia. Kompletnie nie dawałam sobie z nią rady. Serce swędziało mnie od środka i czasem nawet poważnie zastanawiałam się nad tym, czy go sobie nie wyrwać. Ile spraw byłoby wtedy łatwiejszych, życie toczyłoby sie spokojniej i lepiej. Nie musiałabym już nigdy więcej cierpieć.

   - Jen, potrzebujesz odpocząć. Wyjechać gdzieś daleko stąd i zebrać się na spokojnie do kupy - Merry patrzyła na mnie poważnym wzrokiem, starając się mòwić powoli i wyraźnie.
   - Nie mogę nigdzie teraz jechać - starałam się jej jakoś to wytłumaczyć.
   - Ale musisz, jeśli nie chcesz jechać sama, pojadę z tobą. - do Merry nic nie docierało.
   - Nigdzie się nie wybieram i nie obchodzi mnie to, czy to rozumiesz czy nie! - w końcu nie wytrzymałam i dałam upost emocjom.
   Gdzie miałabym teraz jechać? W dodatku dla mnie brzmiało to raczej jak jakaś ucieczka. Przecież mimo wszystko nie było jeszcze ze mną tak źle, w końcu jeszcze jakoś funkcjonowałam.

   Prawda zaczynała mnie powoli przerażać. Byłam uwięziona w klatce, z własnej woli. Sama sobie rujnowałam życie, niemal na własne życzenie. Czego ja oczekiwałam? Wciąż nie potrafię tego pojąć. Nie wiem na co wtedy czekałam i jak wyobrażałam sobie swoje dalsze życie. Ale jednak coś, co trudno jest mi nawet nazwać, nie pozwalało mi wtedy odejść. Na coś zdecydowanie wyczekiwałam i w głębi serca musiałam być jak najbardziej świadoma tego, że w końcu to nadejdzie.

   Nie powinno się unikać ludzkich spojrzeń, a przede wszystkim tych najbardziej wymownych. Zawsze powtarzam, że złe rzeczy dzieją się i tak, jeśli mają się zdarzyć. Nie zależnie od tego, czy zamknie się na nie oczy. Bo gdy od razu zmierza się człowiek z gorzką prawdą, tym więcej czasu ma na wyleczenie ran.
   - To Twoja ulubiona sukienka, Jenny - Harry patrzył na mnie zupełnie zdezorientowany, trzymając fioletowy materiał w dłoniach.
   Podniosłam wzrok i z lekkim uchyleniem warg, przyglądałam się mu bez słowa. Co miałam powiedzieć? To prawda, że kochałam tą sukienką, ale dostałam ją od kogoś, kto już nie kocha mnie.
   - Dlaczego ją wyrzucasz? - nie dawał za wygraną.
   - Robię porządki - odparłam w końcu, zbierając z ziemi porozrzucane ubrania.
   Brunet podszedł do mnie i chwycił mnie lekko za nadgarstek mojej prawej ręki, odwracając mnie mimo woli w jego stronę.
   - Tak nie uciekniesz - ledwo go usłyszałam.
   Znieruchomiałam na moment, nie odwracając wzroku od jego naprawdę dużej dłoni. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, gdybym to zrobiła, jestem pewna, wybuchłabym niepohamowanym płaczem.
   - Nie chcę uciekać - słowa które wydobyły się z moich ust było tak trudno usłyszeć.
   Ale on usłyszał. Zmrużył oczy. Dostrzegłam to kącikiem oka. Ciągle mocno trzymał mój nadgarstek i nic nie zapowiadało się na to, że ma zamiar szybko go puścić. Przybliżył mnie do siebie, obejmując moją talię swoją drugą ręką. Czułam jego oddech na policzku i przeszywający wzrok. Nadal nie miałam odwagi odwrócić głowy w jego stronę.
   - Wiesz, że gdybym tylko mógł... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
   - Ale nie możesz! - niemal krzyknęłam, wyswobadzając się z jego objęć.
   Jak najszybciej umiałam wyszłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Płakałam, znów płakałam. Moje łzy skapywały na zimne płytki naszej łazienki. Tak bardzo chciałam wtedy zniknąć.
 
   Nie szukaj mnie. Gdy ucieknę, na pewno mnie nie odnajdziesz. Nie wołaj mnie. I tak nie usłyszę twego głosu. Po prostu czekaj na mnie. Chodź uciekam,mam w zwyczaju również wracać.
_______________________________________________________________
Przepraszam za błędy, za to, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, przepraszam również za to, że mi nie wyszedł. Zastanawiam się, kochani, czy powinnam może nadal jeszcze pisać? 
 
 

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 2

   Muszę nieszczęśliwie przyznać, że nic w życiu nie dostajemy na zawsze. Rzeczy w końcu się popsują, ludzie odejdą, a wszystkie inne wartości stracą ważność. Boli mnie myśl, że nie doceniałam Harry'ego wcześniej znacznie bardziej. Bo chyba tak już jest, że znamy czyjąś wartość, gdy tego kogoś stracimy.
   Harry był wiele wart, może nawet za wiele. Może właśnie problem polegał na tym, że nie byłam w stanie sprostać jego wszystkim oczekiwaniom? Może zasługiwał i nadal zasługuje na kogoś znacznie lepszego? Zapewne tak. Nigdy nie byłam jego warta. 
   W naszym związku nie tylko jemu coś brakowało - ja też często czułam dziwny niedosyt. Chciałam czegoś więcej. Może nasz świat był zbyt kolorowy? Nie wiem czy wiesz co mam na myśli, mówiąc, że szczęście może się kiedyś znudzić. Myślę, że mi się znudziło, ale Harry'emu chyba znacznie bardziej, skoro zdecydował się na taki krok. Nie winię go za to. Od dawna wiedziałam, że kiedyś to nastąpi. Gdzieś w głębi siebie doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. I nie zrobiłam nic, aby się to zmieniło. Może to był mój kolejny błąd? 
   Nie szukam na siłę winowajcy całej tej sytuacji. Zawiedliśmy oboje i zawiódł również nas świat, który przecież kiedyś pięknie zapowiadał długie i szczęśliwe życie - wspólnie. 
   Mimo wszystko bardzo mi szkoda tamtych dni co przeminęły i już nigdy nie wrócą. Ale mam teraz przynajmniej wiele pięknych wspomnień, które staram się gdzieś mocno odbić w pamięci, aby kiedyś czegoś nie zapomnieć. Bo ja się boję, Harry, że zapomnę, że Ty zapomnisz i cała ta historia zniknie, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. A wydarzyło się wiele, bo kiedyś łączyła nas wielka miłość. Jestem pewna, że była jak najbardziej prawdziwa, mimo, że nie przetrwała tej ciężkiej próby. Nie była w stanie - nikt z nas nie był. Po prostu postaraj się pamiętać, Harry, proszę...

   Stał na przeciwko mnie, spoglądając uważnie na mój niecodzienny strój. Miał w oczach, ten swój błysk, który widziałam za każdym razem, gdy się niepokoił. Tym razem jednak nie chciał mi powiedzieć z jakiego powodu zachodziły go obawy. Zresztą sama do końca nie wiedziałam czy chcę cokolwiek wiedzieć. Może i dobrze, że chowamy teraz więcej dla siebie? 
   - Kiedy wrócisz? - zapytał, pocierając kciukiem o swój jednodniowy zarost. 
   Szurałam delikatnie butami o jasną podłogę. Zupełnie jak mała dziewczynka, którą przyłapano na czymś wstydliwy. Nie patrzyłam już na niego - schyliłam głowę i podziwiałam swoje czarne szpilki. 
   - Pewnie gdzieś koło pierwszej - szepnęłam cicho - Dlaczego pytasz? - odważyłam się spojrzeć w jego zielone oczy. 
   - Bez powodu. Po prostu chciałem wiedzieć 
   Właśnie usłyszałam trąbienie auta Marry. Wybierałyśmy się na imprezę, gdzie jak sądziła moja przyjaciółka, w końcu się wyluzuję i odprężę. Może nawet kogoś ciekawego poznasz - mówiła podnieconym głosem. Nie miałam już sił się wykręcać. Robiłam to zdecydowanie za często. Musiałam odpuścić i dać się namówić na zabawę. W głębi duszy pragnęłam aby Marry miała rację - może coś mi to pomoże. 
   Sięgnęłam po swój ciemny płaszcz i wzięłam do ręki malutką torebkę. Jeszcze raz spojrzałam na oddalonego już ode mnie Harry'ego. Nadal mi się przyglądał tym samym spojrzeniem. Nie wiedziałam co miałabym teraz powiedzieć, nie wiedziałam co wypadało zrobić. Kiwnęłam tylko do niego głową i trzasnęłam za sobą drzwiami. 
   Tak bardzo chciałam wtedy tam wrócić. Pragnęłam wtulić się w jego ramiona i nigdy go nie puścić. Ale życie zmienia swój bieg. Przeznaczenie w końcu każdego z nas dopadnie. Tym razem wiedziałam, że już nic nie da się zmienić, że być może Bóg - jeśli gdzieś tam istnieje - maczał w naszym życiorysie swoje brudne palce. Popsuła nam się miłość i nawet on nie był w stanie jej naprawić. I nie winię go za to. Każdy ma prawo coś kiedyś spieprzyć.

   Gdy wróciłam siedział w kuchni i palił papierosa. Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem. Dawno tego nie robił, przecież miał rzucić to świństwo. Jednak zamiast był zła na smród jaki rozprowadzał po n a s z y m mieszkaniu, ja poczułam w sobie dziwną pustkę. Przypomniałam sobie, jak na początku naszej znajomości siadałam koło niego, wyjmowałam mu papierosa z ust i paliłam razem z nim. I kochałam ten potworny zapach, ale tylko wtedy gdy wydzielały go jego płuca. W tym momencie najbardziej marzyłam o tym aby być tym papierosem. Żeby mógł wziąć mnie do ręki i wsadzić sobie między usta, a potem mną oddychać.
   Gdy tylko mnie zobaczył, spojrzał na mnie widocznie zdenerwowany całą tą sytuacją - najwidoczniej nie spodziewał się mnie tak wcześnie. W głowie lekko mi szumiało. Nie wypiłam wiele, ale jednak miałam we krwi alkohol. Stałam tak boso przez chwilę czasu nie wydobywając z siebie ani jednego słowa. W końcu jednak zrobiłam krok do przodu i zaczęłam iść w jego stronę.
   - Też chcę zapalić - powiedziałam jak mała rozpieszczona dziewczynka.
   Zasiadłam po jego prawej stronie na obrotowym krześle. Czekałam aż da mi papierosa. Ten jednak nie zrozumiał mnie do końca, bo wyciągnął paczkę i poczęstował mnie jednym, nieodpalonym, nie z jego ust. Byłam zła. Nie tego chciałam.
  - Chcę tego - skrzywiłam się, nadal nie odpuszczając.
  Harry chwilę się zastanawiał. Wiedziałam, że on też wszystko dobrze pamięta. Pamięć nas nie zawodziła. Robiła z nami co chciała i sprawiała, że cierpieliśmy jeszcze bardziej.
  Wyjął i mi go podał, a ja zaciągnęłam się nim bardzo głęboko. Myślałam wtedy przede wszystkim o przemijaniu, o chwilach ulotnych jak dym z papierosa, o tym, że nigdy już nie będzie tak jak dawniej i że jedyne co człowiek dostaje na zawsze to wspomnienia. Ale każdy tak naprawdę ma inne, swoje własne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam ze szpitala i staram się wszystko ponadrabiać. Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. Kocham wszystkich bez wyjątku! 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 1

 Miałam w zwyczaju uciekać. Gdy zaczynałam się przyzwyczajać, zmieniałam drogę. Czasem nawet nieświadomie naprowadzałam kogoś, na zostawienie mnie. To było moim największym przekleństwem. Nie ważne co by się nie działo i tak w końcu zostawałam sama. Tylko Harry, choć byliśmy od siebie tak daleko, jednak nie odszedł naprawdę. Bo był tutaj. Jadał śniadanie w tej samej kuchni co ja, korzystał z tej samej łazienki, chodził po tych samych panelach, otwierał te same drzwi. Problem polegał jedynie na tym, że stała między nami jakby szklana ściana i każde z nas bało się do niej podejść.
 Powolnymi ruchami ręki, wycierałam kurze małą zieloną ściereczką. Zawsze to robiłam - sprzątałam, gdy chciało mi się płakać. To pomagało na trochę zapomnieć o smutku, łatwiej układałam sobie w głowie myśli. Czasami wydawało mi się, że tylko dzięki temu jeszcze nie zwariowałam.
  Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Podskoczyłam na ten dźwięk, szybko oglądając się za siebie. Stał tam. Stał mocno się chwiejąc, w ręce trzymał szklaną butelkę z piwem. Patrzył na mnie z widoczną niepewnością. Parę razy otwierał usta aby coś powiedzieć, ale szybko znów je zamykał zrezygnowany. Najpierw patrzył na mnie z obojętnością, potem widziałam w jego oczach chyba złość, ale na końcu patrzał na mnie na pewno ze smutkiem. Nie minęła chwila, gdy jego oczy zaszły łzami, po chwili skapując z policzków na podłogę. Płakał, płakał jak małe dziecko. Chwilę trzymał się framugi drzwi, jednak później runął na kolana, szlochając w dłonie. To był okropny widok faceta, który był w kompletnej rozsypce. To był fatalny widok Harry'ego, który miał w zwyczaju nigdy nie płakać. I zastanawiałam się jedynie czy było to spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu, czy on po prostu aż tak bardzo cierpiał. I patrząc tak na niego dłużej, z chwili na chwilę robiłam się coraz to bardziej zła. Jak on śmiał się tutaj nad sobą użalać?! To on to wszystko zniszczył! Nikt w całym moim życiu nie zranił mnie tak jak on! A on śmie użalać się nad sobą na moich oczach!
 Wstałam z ziemi, rzucając na podłogę zieloną ściereczkę. Szłam szybkim krokiem w jego stronę. Byłam tak cholernie wściekła, jak jeszcze nigdy dotąd. Przykucnęłam przed nim. Podniósł głowę spoglądając na mnie zapłakanymi oczami. Wydawało mi się, że mija wieczność, gdy zatrzymałam wzrok na jego tęczówkach. Złapałam go za kołnierz kurtki i mocno szarpnęłam. Chłopak patrzył na mnie zupełnie zdezorientowany.
 - Naprawdę cholernie bardzo cię nienawidzę! - krzyczałam najgłośniej jak umiałam - Jak śmiesz się nad sobą użalać, po tym co m i, n a m zrobiłeś?! - nadal mocno nim szarpałam.
 Czułam jak po moich policzkach również zaczynają spływać łzy. Miały słony smak, zrujnowanego życia. Mojego życia.
***
 Kolejny dzień był jakby pusty, ale dla mnie liczyło się to, że już serce tak bardzo mnie nie bolało. Czułam się lekko ukojona. To tak jak człowiek się wypłacze i okazuje się, że skończyły mu się łzy. I czuje w sobie wtedy taką dobrą pustkę, jakby wyzwolenie. Czułam tego dnia coś podobnego. Może nie byłam wyzwolona, ale nie byłam w środku wypełniona po brzegi smutkiem. Nie wiedząc dlaczego tak jest, pozwoliłam sobie cieszyć się po prostu kolejnym porankiem. Jakby nigdy nic się nie stało. 
 Zrobiłam sobie kawę z mlekiem i dwie małe kanapki z serem i pomidorem. Usiadłam przy wysepce w kuchni i powoli zaczynałam jeść. W domu była taka okropna cisza. Powoli wszystko zaczynało do mnie wracać. Aby zagłuszyć ciszę, jak najszybciej wstałam z krzesła i włączyłam małe radio. Leciała właśnie Ellie Goulding. Jej piosenka Love Me Like You Do wcale nie poprawiła mi humoru, raczej zupełnie przeciwnie. 
 Usłyszałam ciche skrzypnięcie podłogi. Podniosłam wzrok znad talerza i zobaczyłam go. Stał przede mną, jakby nie wiedząc czy może tutaj dłużej przebywać. Ale to było przecież również jego mieszkanie. Podniosłam kubek z kawą i wzięłam duży łyk. Harry w tym czasie otworzył lodówkę, wyjął mleko i zaczął pić z kartonu. Zawsze tak robił. Każdego ranka. Pamiętam, gdy jeszcze byliśmy razem, jak na niego za każdym razem krzyczałam mówiąc, że tak się nie robi. I jak śmiałam się pod nosem, gdy udawałam, że nie widzę co robi. Bo ja tak naprawdę zawsze czekałam aż otworzy tą lodówkę i napije się mleka z kartonu. 
 Później zrobił sobie tosty i usiadł koło mnie z filiżanką herbaty. 
 - Może powinniśmy porozmawiać? - zaczął, patrząc gdzieś naprzeciwko siebie. 
 Kiwnęłam głową, przygryzając górną wargę. 
 - Chciałem cię przeprosić, Jenny - zaczął - za wczoraj. Nie powinienem tak się zachowywać. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Bardzo przepraszam - mówił, a ja przez ten cały czas dokładnie mu się przyglądałam. 
 Kiwnęłam głową, pokazując, że rozumiem. 
 - Ja też chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam na ciebie krzyczeć, Harry. - wytłumaczyłam, uśmiechając się do niego delikatnie ale szczerze - Wcale cię nie nienawidzę, Harry - dodałam po chwili, nie wiedząc czy to co mówię, aby na pewno powinno wydostać się z moich ust. 
 Ta cała sytuacja zaczęła przypominać mi nasze dawne małe kłótnie. Zupełnie tak samo to wyglądało. Tylko, że po tych moich słowach Harry przytulał mnie do siebie, całował w czoło i mówił "ja ciebie też kocham, moja mała, Jenny." Zatęskniłam za tym. Bardzo zatęskniłam. Bo ja, Harry, bardzo cię kocham, nadal... 
___________________________________________________________________
Wybaczcie, że musieliście czekać tak długo i że rozdział nie jest zbyt dopracowany. Ale niestety ostatnio włóczę się po szpitalach i w poniedziałek jadę do kolejnego. Mam nadzieję, że ten będzie ostatni. Nie mam już zupełnie sił na to.
 A tak po za tym, co myślicie o Harry'm i Jenny? I o rozdziale oczywiście ? ;) 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !

sobota, 28 lutego 2015

Prolog

 To się często zdarza, gdy człowiek jest zakochany. Myślę, że to jest nawet nieuniknione. Tylko dlaczego muszę zawsze się zawieść? Może nie jestem za dobra? Może czegoś mi brakuje? To okropne, kiedy zdajesz sobie sprawę, że wszystko co do tej pory poświęciłeś dla tej osoby nic nie znaczy. Może starałeś się za mało, może ten ktoś chciał czegoś więcej? A mi się tak naprawdę wydaje, że kochałeś, ale nie tak jak kochać trzeba. I tyle. W tym cała logika.
 To był kolejny dzień, kiedy udawałam, że nie boli mnie jego widok gdy wstaje rano i wychodzi z innego pokoju niż ja. Siada przy stole i je śniadanie. Znów nie zaparzył mi mojej ulubionej kawy, nie kłócił się ze mną o łazienkę, nie zrobił nic czego miał w zwyczaju. Kiedy siedzę tak w kuchni na krześle i przyglądam mu się znad filiżanki kawy, czuję jak boli mnie całe wnętrze. Gdybym potrafiła wyjść z siebie, na pewno bym do niego teraz pobiegła, przytuliłabym go i pocałowała. I nawet bym mu to wszystko wybaczyła. Ale nie potrafię wyjść z siebie, i nawet jeśli strasznie mi go brakuje, nadal nie umiem zapomnieć o bólu, jaki mi sprawił. O tym wieczorze kiedy cierpiałam najbardziej w całym swoim życiu. Myślę, że nie potrafiłbyś zrozumieć, jaki ból przeszywał mnie od środka. Jak wyłam z nadzieją, że przestanę czuć, ale nie przestałam. Czuję do tej pory. Ale wiesz, już tak nie boli jak na początku. To prawda, że z czasem zapomnimy. Ja staram się zapomnieć o nas. Może kiedyś uda mi się oszukać siebie, że miłość do siebie nigdy nas nie przeszywała?
 Siedziałam w salonie. Dookoła siebie miałam masę papierów. Pracowałam w księgarni, a właścicielem była moja najlepsza przyjaciółka - Molly. Poprosiła mnie o pomoc w papierach. Mieliśmy kłopoty, gdyż nie wiele się w nich zgadzało. Próbowałyśmy to jakoś uspokoić. Niestety szło nam to pomału.
 - Chcesz coś ze sklepu? - usłyszałam głos, koło siebie.
 Podniosłam głowę i spojrzałam na Harry'ego. Patrzył na mnie z taką obojętnością. Bolało mnie to. Zastanawiałam się czasem, czemu do siebie mówimy albo czemu kupujemy sobie coś w sklepie? Przecież łatwiej byłoby nie udawać, że siebie nawzajem obchodzimy.
 Przechyliłam kubek z kawą, by sprawdzić czy jeszcze coś w nim mam. Ale nie było już nic.
 - Możesz kupić mi kawę - odparłam, wyciągając z torebki drobne i podałam je Harry'emu.
 Ten kiwnął tylko głową, po czym odszedł ode mnie i wyszedł z domu. Trzaśnięcie drzwiami obiło się o ściany tworząc echo, po czym została głucha cisza. Było tutaj tak pusto. Jakby ktoś przyszedł i wyniósł wszystkie meble pod moją nieobecność. Ale tu nie chodziło o to ile rzeczy było w domu, tu chodziło o miłość, która wygasła albo po prostu gdzieś nam uciekła. Czy zapomniałam zamknąć któregoś dnia drzwi? Czy zostawiłam je otwarte na roścież? Powiedz, że schowała się za którąś szafą i, że kiedyś zza niej wyjdzie. Okłam mnie, może będzie mi wtedy trochę lepiej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że się wam podoba. Jeszcze sama do końca nie wiem jak będzie to wyglądać, więc wybaczcie mi jeśli kiedyś się zgubię.

about

Obserwatorzy