SOS

Kolejny rozdział pojawi się, gdy pod rozdziałem 7 będzie 10 komentarzy.
Jakiekolwiek pytania związane z opowiadaniem bądź nie można zadawać tutaj ----> http://ask.fm/samotnyptak

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 3

   Czasem zastanawiam się nad tym, czy to dobrze, że nadal mieszkamy razem? Wieczorami, siedząc przy otwartym oknie, gdy łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy, obiecywałam sobie i niebu, że już jutro definitywnie zakończę ten rozdział mojego życia. I chodź czasem bywało tak, że nawet pakowałam do dość niewielkiej walizki, swoje ubrania, rano wszystko znów wypakowywałam. Tłumaczyłam sobie Nie masz dokąd iść. Zresztą nawet nie możesz wszystkiego tak po prostu zostawić z dnia na dzień. i ulegałam. Ale prawda była zawsze zupełnie inna. Ja po porostu nie chciałam od niego odejść. Nie wiem, może liczyłam na cud, który sprawi, że wszystko znów wróci i będzie jak dawniej. Wmawiałam sobie, że bez niego nie ma żadnego życia, i chodź ranił mnie jego widok o poranku i raniły mnie wszystkie słowa, które czasem słyszałam tylko przez przypadek, raniła mnie również świadomość, że Harry nigdy już nie będzie mój. Ale chodź cierpiałam, wolałam cierpieć blisko niego, niż gdzieś z dala.
   Zastanawiam się czy wiesz, czym jest tęsknota? Ja wiem doskonale. Potrafię dokładnie opisać, jak tęskniłam za nim, nawet wtedy, gdy był blisko. Potrafiłam tęsknić do niego z jednego końca kanapy na drugi, z jednego talerza do drugiego. I ta tęsknota była niemal nie do zniesienia. Kompletnie nie dawałam sobie z nią rady. Serce swędziało mnie od środka i czasem nawet poważnie zastanawiałam się nad tym, czy go sobie nie wyrwać. Ile spraw byłoby wtedy łatwiejszych, życie toczyłoby sie spokojniej i lepiej. Nie musiałabym już nigdy więcej cierpieć.

   - Jen, potrzebujesz odpocząć. Wyjechać gdzieś daleko stąd i zebrać się na spokojnie do kupy - Merry patrzyła na mnie poważnym wzrokiem, starając się mòwić powoli i wyraźnie.
   - Nie mogę nigdzie teraz jechać - starałam się jej jakoś to wytłumaczyć.
   - Ale musisz, jeśli nie chcesz jechać sama, pojadę z tobą. - do Merry nic nie docierało.
   - Nigdzie się nie wybieram i nie obchodzi mnie to, czy to rozumiesz czy nie! - w końcu nie wytrzymałam i dałam upost emocjom.
   Gdzie miałabym teraz jechać? W dodatku dla mnie brzmiało to raczej jak jakaś ucieczka. Przecież mimo wszystko nie było jeszcze ze mną tak źle, w końcu jeszcze jakoś funkcjonowałam.

   Prawda zaczynała mnie powoli przerażać. Byłam uwięziona w klatce, z własnej woli. Sama sobie rujnowałam życie, niemal na własne życzenie. Czego ja oczekiwałam? Wciąż nie potrafię tego pojąć. Nie wiem na co wtedy czekałam i jak wyobrażałam sobie swoje dalsze życie. Ale jednak coś, co trudno jest mi nawet nazwać, nie pozwalało mi wtedy odejść. Na coś zdecydowanie wyczekiwałam i w głębi serca musiałam być jak najbardziej świadoma tego, że w końcu to nadejdzie.

   Nie powinno się unikać ludzkich spojrzeń, a przede wszystkim tych najbardziej wymownych. Zawsze powtarzam, że złe rzeczy dzieją się i tak, jeśli mają się zdarzyć. Nie zależnie od tego, czy zamknie się na nie oczy. Bo gdy od razu zmierza się człowiek z gorzką prawdą, tym więcej czasu ma na wyleczenie ran.
   - To Twoja ulubiona sukienka, Jenny - Harry patrzył na mnie zupełnie zdezorientowany, trzymając fioletowy materiał w dłoniach.
   Podniosłam wzrok i z lekkim uchyleniem warg, przyglądałam się mu bez słowa. Co miałam powiedzieć? To prawda, że kochałam tą sukienką, ale dostałam ją od kogoś, kto już nie kocha mnie.
   - Dlaczego ją wyrzucasz? - nie dawał za wygraną.
   - Robię porządki - odparłam w końcu, zbierając z ziemi porozrzucane ubrania.
   Brunet podszedł do mnie i chwycił mnie lekko za nadgarstek mojej prawej ręki, odwracając mnie mimo woli w jego stronę.
   - Tak nie uciekniesz - ledwo go usłyszałam.
   Znieruchomiałam na moment, nie odwracając wzroku od jego naprawdę dużej dłoni. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, gdybym to zrobiła, jestem pewna, wybuchłabym niepohamowanym płaczem.
   - Nie chcę uciekać - słowa które wydobyły się z moich ust było tak trudno usłyszeć.
   Ale on usłyszał. Zmrużył oczy. Dostrzegłam to kącikiem oka. Ciągle mocno trzymał mój nadgarstek i nic nie zapowiadało się na to, że ma zamiar szybko go puścić. Przybliżył mnie do siebie, obejmując moją talię swoją drugą ręką. Czułam jego oddech na policzku i przeszywający wzrok. Nadal nie miałam odwagi odwrócić głowy w jego stronę.
   - Wiesz, że gdybym tylko mógł... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
   - Ale nie możesz! - niemal krzyknęłam, wyswobadzając się z jego objęć.
   Jak najszybciej umiałam wyszłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Płakałam, znów płakałam. Moje łzy skapywały na zimne płytki naszej łazienki. Tak bardzo chciałam wtedy zniknąć.
 
   Nie szukaj mnie. Gdy ucieknę, na pewno mnie nie odnajdziesz. Nie wołaj mnie. I tak nie usłyszę twego głosu. Po prostu czekaj na mnie. Chodź uciekam,mam w zwyczaju również wracać.
_______________________________________________________________
Przepraszam za błędy, za to, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, przepraszam również za to, że mi nie wyszedł. Zastanawiam się, kochani, czy powinnam może nadal jeszcze pisać? 
 
 

about

Obserwatorzy